Zwiedzając Maltę. Miasto St.Julian's/San Giljan - L'Ostricaio Restaurant

Jak się nazywa ten grzech? Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu? "Jezunajsłodszy" - pękniemy dziś! Włoski gwar, szum i szaleństwo w środku Malty!!!

To jest restauracja jaką lubimy! Nazywa się L'Ostricaio. Wygląda na wejściu jak sklep rybny. Goście wchodzą, ale prawie nie wychodzą. Dobrze, że zabookowaliśmy miejsce telefonicznie! Chaos, rwetes, ale wszystko podane na czas i z uśmiechem, a nawet więcej: dostaliśmy to czego nie zamawialiśmy i to czego nie chcieliśmy zamówić, a to co zamówiliśmy, dostaliśmy nawet kilka razy, wcale za to nie płacąc! 

Zaczęliśmy od sześciu średniej wielkości ostryg, ale równocześnie zaserwowano nam sałatkę z ośmiornicy!


"Wino (zgodnie z sentencją na ścianie) jest muzyką,  która wypełnia naczynie ciszy"...

... więc na stole pojawiła się butla czerwonego wytrawnego Riparosso Montepulciano d'Abruzzo a jak się skończyło to zamówiliśmy jeszcze dwa dodatkowe kieliszki. 


Chwilę później pojawiło się rombo, czyli pieczony z pomidorkami turbot przy akompaniamencie frytek i sałatki (o niej jeszcze będzie niżej).

Ryba została zgrabnie wyfiletowana, sprawnymi rękami naszej uśmiechniętej kelnerki, która cały czas do nas podchodziła i podsuwała kolejne pyszności!

Obżarci po dziurki w nosie zawetowaliśmy deser, ale okazało się, że została nam sałatka, a kelnerka z tym swoim łobuzerskim uśmiechem powiedziała, że to nie można tak zostawiać i przyniesie zaraz grzanki! "Nie, nie, wołaliśmy za nią!", ale wróciła i powiedziała: "ja Was znam, na pewno zjecie"! 

...dosłownie brakowało nam tylko opłatka, żeby pęknąć (wersja soft). Tymczasem po raz kolejny koło nas pojawił się Szef Kuchni, popatrzył na resztę pozostałych grzanek, pomyślał, podniósł palec prawej ręki do góry i zniknął. Po chwili wrócił z miską pomidorków z bazylią i czosnkiem zalanych oliwą. Wszystko po to, żeby nam grzanki nie zostały. Przy kolejnej salwie śmiechu zaczęliśmy podjadać pomidorki. Głupio nam tak było bez wina, więc zamówiliśmy jeszcze po jednej lampce wina.

Nie wiadomo kiedy, niby przez przypadek, na stole wylądował deser, którego nie zamawialiśmy czyli cytrynowe canolli oraz wypełnione pistacjową masą po brzegi włoskie ptysie - profiterole. Tak od niechcenia zostawił go szef kuchni, w ogóle na nas nie patrząc (podejrzewamy, że byli w zmowie z kelnerką, albo co lepiej ona była jego córką!). A my z pełnymi ustami pomidorków i grzanek po raz kolejny prychnęliśmy śmiechem!

Dość! Koniec! Basta! Finito! Tutto!

Zdecydowaliśmy się zapłacić i jednak wyjść dopóki nasze ciała mieściły się we framugach drzwi! Tymczasem przy kasie zaserwowano nam dodatkowe dwie ostrygi na lepszy humor! :)

Polecamy tę restaurację! Dawno się tak nie uśmialiśmy, dawno tyle nie zjedliśmy i w ogóle nam się nie chciało wychodzić! Rodzinna atmosfera oraz dobre jedzenie to jednak podstawa!

...i ten cytat: "wygląd rzeczy zmienia się w zależności od emocji i wtedy zauważamy ich magię i piękno, podczas gdy magia i piękno tak naprawdę są w nas".

Smacznego!

Znajdziecie nas też na Facebooku oraz Instagramie

#fish #Ryba #ryby #malta #qlisykuchni #kulisykuchni #foodphotography #foodfotography #foodporn #foodie #tasty #foodpornshare #foodstagram #nofilter #smartphonephotography #mobilephotography #foodtime #foods #foodlover #yummy #eat #instagood

Komentarze

Popularne posty